Nasza strona wykorzystuje pliki cookies, które są zapisywane przez przeglądarkę na dysku twardym użytkownika w celu ułatwienia poruszania się po witrynie oraz dostosowania Serwisu do preferencji użytkownika. Istnieje możliwość zablokowania zapisywania plików cookies poprzez odpowiednią konfigurację przeglądarki internetowej, jednak blokada ta może spowodować niepoprawne działanie niektórych funkcji w serwisie. Brak zmiany ustawień przeglądarki internetowej na blokowanie zapisu cookies jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na ich zapisywanie.  Więcej o "cookies"
 

 

     "Śnieg skrzypiał pod butami, gdy Maciek i Basia szli z dziadkami do kościoła. Spomiędzy opłotków wychodzili sąsiedzi. Wszyscy nieśli większe lub mniejsze świece. Gdy zapalili je, w kościele zrobiło się tak jakoś pięknie ie uroczyście, że aż zapierało dech.

 - Gromnica - to światło, a światło - to Chrystus - tłumaczył ksiądz. - [...] Dziś zabierzecie to światło do swoich domów. Niech Was chroni od nieszczęść i strzeże w drodze do Boga.

 - Czy piorun nie uderzy w taki dom z gromnicą? - spytał dziadka Maciek, gdy wyszli z kościoła.

 - Tak wierzono, jeszcze moja matka [...] w czasie burzy stawiała w oknie zapaloną gromnicę - powiedział dziadek. - Kiedyś, w czasie okupacji - ciągnął - kiedy nie było w domu świecy, postawiła figurkę Matki Bożej. Byłem wtedy młodym chłopakiem, wracałem późną nocą z lasu, od ojca. Po wsi krążyły niemieckie patrole. Niosłem meldunek i strasznie się bałem, że mnie złapią.Na szczęście lało jak z cebra, niewiele było widać. Pioruny waliły jeden po drugim. Gdy w blasku błyskawicy zobaczyłem wreszcie dom, a w oknie Matkę Bożą, wiedziałem już, że wszystko będzie dobrze.

 - I było?

 - Pewnie. Uprosiłem wtedy matkę, żeby zostawiła figurkę w oknie. Dobrze jest wracać, gdy Ona czeka."  (Ewa Stadtmuller, Przypalona szarlotka, Sandomierz 2004)