Nasza strona wykorzystuje pliki cookies, które są zapisywane przez przeglądarkę na dysku twardym użytkownika w celu ułatwienia poruszania się po witrynie oraz dostosowania Serwisu do preferencji użytkownika. Istnieje możliwość zablokowania zapisywania plików cookies poprzez odpowiednią konfigurację przeglądarki internetowej, jednak blokada ta może spowodować niepoprawne działanie niektórych funkcji w serwisie. Brak zmiany ustawień przeglądarki internetowej na blokowanie zapisu cookies jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na ich zapisywanie.  Więcej o "cookies"
 

     I po raz kolejny czuję się wywołana do odpowiedzi. Tym razem postawiono mi pytanie, które brzmi banalnie: Co to znaczy być dobrym człowiekiem? Czym jest dobro?

     Te oczywiste oczywistości nie wiadomo czy w ogóle zasługują na to, aby je przelać na papier. Bo czyż pytanie o dobro nie jest tak proste jak to, że dwa plus dwa równa się cztery? Najłatwiejsze działanie, więc nad czym tutaj się roztkliwiać? Podobnie jest z dobrem, bo dobro to dobro i już. To uśmiech, życzliwa dłoń, ciepłe słowo, troska. Więc co nie jest jasne? Dlaczego wątpliwości budzi pytanie: Co to znaczy być dobrym człowiekiem? A jednak...

 

 

     Czy dobry jest człowiek, który wzruszy się, widząc na ulicy głodnego, zaniedbanego psa? Pochyli się nad nim, może rzuci mu coś do jedzenia? A może to wcale nie jest dobro? Może dobrem byłoby zabranie tego zwierzaka z ulicy do domu lub zabezpieczenie go w schronisku?

     Czy dobrem jest wpuszczenie do domu pijanego męża? Położenie go na łóżku, żeby wytrzeźwiał i nie zasnął gdzieś w rowie, tylko w swoim domu? A może to tylko pozory dobra? Może dobrem byłaby zupełnie inna reakcja? Zatrzaśnięcie drzwi, odizolowanie się od kogoś, kto niszczy swoją rodzinę? W tej sytuacji zatroszczenie się o spokój całej rodziny jest dobrem, czy zadbanie o osobę, która upada w swojej chorobie alkoholowej?

     Czy jeśli wiemy, że za pomoc, pracę dostaniemy jakąś gratyfikację, np. ktoś nas za to publicznie pochwali, w czyiś oczach zyskamy uznanie, ktoś będzie czuł się wobec nas zobowiązany, to czy takie działania są dobrem, czy naszym ukrytym pragnieniem zysku?

     A wysyłanie smsów na chore dzieci, czy misje w Afryce to dobro? A może tylko nasza próżność chce być zaspokojona? Potrzebujemy czuć się dobrzy, szlachetni, więc wysyłamy takiego smsa za 11 złotych i czujemy się wspaniale. Pomagam. Naprawiam świat. Jestem wartościową jednostką. Tylko czy to na pewno jest dobro? A może to tylko zaspokojenie potrzeby samouwielbienia?

     W porządku. Uczciwie trzeba przyznać, że sporo działań, które wyglądają na wielkoduszne, wspaniałe, na wskroś przesiąknięte dobrem, podejmowane są z różnych, mniejszych, czasami kiepskich powodów. Boimy się czyjegoś krzyku, chcemy wyglądać na wspaniałych, może próbujemy wkupić się w czyjeś łaski. Poza tym każdy lubi być podziwiany. Tylko, czy jeśli robimy coś, co służy innym, przynosi wymierne dobro, a jednocześnie nasza motywacja do tych działań jest niekoniecznie idealna, to czy takie czyny stają się przez to złe albo chociaż gorsze? Czy zajmowanie się podupadłą na zdrowiu, starszą matką z poczucia obowiązku jest gorsze niż robienie tego samego, ale z miłości i przekonania? Czy gest miłosierny przestaje być miłosiernym, jeśli nie jest przepełniony miłością, Boskim dobrem?

     Jestem przekonana, że tak nie jest. Dobry gest pozostaje zawsze dobrym. Bez względu na to, czy naszymi krokami kieruje Miłość, czy ludzkie słabości. Dobro jest jak maleńkie ziarenko. Im częściej je podlewamy, pielęgnujemy, zasilamy kolejnymi uczynkami, tym to ziarenko bujniej rozkwita, rozrastając się w naszym wnętrzu.

     Ale czy można być trochę dobrym? Takim człowiekiem pół-dobrym? A jeśli jest się trochę dobrym, to co z tym drugim trochę? Jest się trochę złym? To w takim razie można być dobrym i złym jednocześnie? A może to drugie „trochę” jest nijakie? Jest coś między dobrem a złem? Jakiś półcień, szarzyzna, połączenie obu tych wektorów?  I co wtedy z takiego łączenia wychodzi?

     Niestety, wszyscy, którzy właśnie zaczynają kiwać z aprobatą głową, bo przecież oni tacy są: czasami dobrzy, czasami źli – poczują się za chwilę rozczarowani, ponieważ coś jest albo dobre, albo złe. I nie ma niczego pośrodku. Nie można być świętym i diabłem jednocześnie. Święty może przemienić się w diabła, albo diabeł w świętego, ale nie mogą równocześnie współistnieć. Albo idziemy w górę, albo w dół.   I chociaż, oczywiście, czasami popełniamy błędy, to nie one decydują o tym, czy kroczymy drogą światła czy ciemności. To refleksja po ich popełnieniu (żałujesz, czy cieszysz się, że postawiłeś na swoim?), umiejętność naprawienia błędów (tak, tak, to jest bardzo trudne przyznać się do popełnionej niestosowności) i wiara w to, że w przyszłości podobnych błędów uda się uniknąć.

     Dobrze, tylko jak znaleźć granicę między dobrem i złem? Czasami na pierwszy rzut oka rozróżnienie jest trudne. Bo zło lubi udawać dobro. Ukrywać się pod płaszczykiem sztucznej miłości, poświęcenia, lojalności. Dlatego czasami człowiek błądzi, bo nie przyjrzy się wnikliwie danej sytuacji. Przede wszystkim Dobro wyróżnia się tym, że wymaga intensywnej pracy. Nie przychodzi samo z siebie. Żeby coś stało się dobre, trzeba włożyć w to wysiłek. Zło przychodzi lekko, szybko przynosi nagrodę. Nad dobrem – jak nad tym ziarenkiem, z którego wyrasta piękna roślina – trzeba cały czas pracować. Zło pleni się samo. Okazje do popełnienia głupoty, nadarzają się na każdym kroku. Aby być dobrym, trzeba mieć się ciągle na baczności przed złym.

     Więc kto to jest dobry człowiek? To przede wszystkim człowiek działający. Bo taki, co sobie cały dzień siedzi, albo patrzy przez okno, nie zrobi niczego dobrego. Dobry człowiek to ktoś, kto stara się nieść pokój, radość, ulgę drugiej osobie. Dobry człowiek każdego dnia walczy o to, by stawać się lepszym. Poznaje swoje słabości i robi wszystko, by nie stały się one powodem do płaczu dla niego lub innych osób. To ktoś, kto mając wybór między dobrym i wspaniałym zawsze wybierze wspaniałe, bez względu na cenę, jaką przyjdzie mu zapłacić za ten wybór. Dobry jest człowiek, który ma w życiu zasady zbudowane na wysokich wartościach, ale pamięta, że to zasady mają służyć człowiekowi, a nie człowiek zasadom.

 

     Oj, miał być lekki felietonik o dobru, a wyszła jakaś ciężkostrawna opowiastka filozoficzna. Bo przecież dobro, to dobro. Czujemy je intuicyjnie. Nie trzeba potoku słów, aby wiedzieć, ze ktoś jest dobrym człowiekiem. Tylko nasuwa się pytanie: Skoro czynienie dobra jest trudne, wymaga pracy, poświęcenia, zaangażowania, to czy mogą czynić je tylko bohaterowie? Czy jeżeli ktoś jest dobrym człowiekiem, to znaczy, że jest WIELKIM człowiekiem? Odpowiedź może być tylko jedna: Tak! Dobrzy ludzie to WIELCY ludzie. Ktoś, kto myśli tylko o tym, żeby się wyspać, dobrze zjeść, odpocząć nie przyczyni się do pomnażania dobra na świecie. Ale głowa do góry! Każdy z nas jest powołany do wielkości, do świętości. Wszyscy mamy ten potencjał w sobie. Bo jesteśmy dziećmi Boga, bo jesteśmy podobni do Niego. Ukształtował nas na swoje podobieństwo. Richard Evans w swojej książce „Drzwi do szczęścia” pisze: „Namaste to pełne szacunku pozdrowienie, którego nazwa wywodzi się z sanskrytu i która dosłownie znaczy „kłaniam się tobie”. Jednak słowo to ma znacznie głębsze duchowo znaczenie niż tylko wyrażanie szacunku. Namaste oraz jego starsza forma Namaskar sugerują wiarę, że w każdym z nas jest boskość. Uznając tę jedność, czcimy Boga lub boską iskrę w osobie, którą pozdrawiamy. To mi się podoba. Wyobraźcie sobie, co by się stało, gdybyśmy witali każdą osobę jako cząstkę Boga. Skutek byłby naprawdę imponujący!” Tak więc każdy z nas ma olbrzymi potencjał do tego, aby być dobrym i WIELKIM. Czasami tylko o tym zapominamy...

                                                                                                                                                                                                                                                    I.Ś