Nasza strona wykorzystuje pliki cookies, które są zapisywane przez przeglądarkę na dysku twardym użytkownika w celu ułatwienia poruszania się po witrynie oraz dostosowania Serwisu do preferencji użytkownika. Istnieje możliwość zablokowania zapisywania plików cookies poprzez odpowiednią konfigurację przeglądarki internetowej, jednak blokada ta może spowodować niepoprawne działanie niektórych funkcji w serwisie. Brak zmiany ustawień przeglądarki internetowej na blokowanie zapisu cookies jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na ich zapisywanie.  Więcej o "cookies"
 

- Proszę siostry, a czemu różaniec nazywa się różaniec, a nie na przykład liliowiec albo tulipanowiec? - spytała Basia.

- Widzisz, róża jest kwiatem niezwykłym. Symbolizuje, czyli oznacza miłość, radość... - zaczęła siostra. - Dawniej ludzie modlili się na różańcu, rozważając tylko radosne tajemnice z życia Matki Bożej. Zresztą i ją samą często nazywano „Ogrodem różanym”. Jeszcze nie tak dawno w święta Maryjne panował zwyczaj błogosławienia róż.

- A po co odmawia się różaniec? - zapytał Tomek

- A po co człowiek się modli? -odpowiedziała pytaniem siostra Mariola.

- Żeby... żeby być z Panem Bogiem – powiedziała szybko Basia, uprzedzając Tomka.

- Masz rację. Odmawiając różaniec jesteśmy z Matką Bożą w radosnych i bolesnych tajemnicach Jej życia. Razem z nią przeżywamy zaskoczenie i radość zwiastowania, towarzyszymy jej, gdy zaniepokojona szuka dwunastoletniego Pana Jezusa in odnajduje go w świątyni. Wraz z nią cierpimy pod krzyżem, aby w pełni radować się cudem zmartwychwstania. Zbliżamy się do niej i jej Syna, prosząc, aby i oni weszli w nasze życie. Wtedy jest jak w rodzinie.

- A skąd się wziął różaniec? - chciała wiedzieć Emilka.

Siostra Mariola usiadła przy niej i pomagając jej nawlekać na nitkę modelinowe koraliki zaczęła opowiadać.

- Było to strasznie dawno temu, w czasach, które zwano średniowieczem. Legenda mówi, że to święty Bernard, szczególny czciciel Matki Bożej, wymyślił różaniec.

    Podobno przechodząc koło figury Maryi zwykł był pozdrawiać ją słowami „Ave Maria”, co znaczy: Bądź pozdrowiona Mario. Musiało Jej się to spodobać, bo pewnego razu odpowiedziała mu na to pozdrowienie. Wyobrażacie sobie, jak się czuł, gdy usłyszał: „Ave Bernarde” - bądź pozdrowiony Barnardzie. Wam zapewne także mocno zabiłoby serce, gdybyście tak usłyszeli: „Witaj, Basiu” albo: „Szczęść Boże, Tomku”.

    Dzieci uśmiechnęły się, pewnie każde próbowało wyobrazić sobie, jak by to było.

- Różaniec – ciągnęła siostra, oddając Emilce niteczkę z nawleczonymi koralikami – to bardzo wiele, bo aż 150 takich pozdrowień dla Maryi.

- A nie znudzi Jej się, gdy tak ciągle słyszy: „Zdrowaś Mario” i „Zdrowaś Mario”? - zmarszczył brwi Bartek.

- Modlitwa jest jak oddech – uśmiechnęła się siostra Mariola – a przecież nie nudzi ci się oddychać, mimo że to wciąż tylko: wdech i wydech, wdech i wydech. A poza tym, Matka Boża sama zachęcała i wciąż zachęca ludzi do modlitwy różańcowej.

- Jak to zachęca... - zainteresowały się dzieci.

- Na pewno słyszeliście o objawieniach Matki Bożej w Lourdes, w Fatimie, La Salette, teraz w Medżugorie. Maryja ukazywała się głównie dzieciom i prosiła, aby przekazały światu jej przesłanie, to znaczy takie […] matczyne rady. Jedną z nich było właśnie to, aby ludzie odmawiali różaniec.

- A siostra odmawia? - spytała Agatka. - W zakonie to pewnie trzeba odmawiać.

- Powiem wam – rzekła siostra – że różańca nauczyłam się nie w zakonie, ale w domu. Moja mamusia modliła się zawsze na różańcu. Czy radości, czy też smutki – wszystko powierzała Matce Bożej i tego nauczyła mnie. Gdy umierała, wcisnęła mi różaniec do ręki. Nie musiała nic mówić. Zrozumiałam, że przekazuje mi coś bardzo ważnego i cennego, prawdziwy skarb: modlitwę, która jej samej pomogła dobrze przejść przez życie. Teraz pomaga mnie...

Dzieci umilkły. Może któreś z nich obiecywało sobie w duchu, że też będzie odmawiać różaniec. Kto wie?

                                   Ewa Stadtmuller, Przypalona szarlotka