Nasza strona wykorzystuje pliki cookies, które są zapisywane przez przeglądarkę na dysku twardym użytkownika w celu ułatwienia poruszania się po witrynie oraz dostosowania Serwisu do preferencji użytkownika. Istnieje możliwość zablokowania zapisywania plików cookies poprzez odpowiednią konfigurację przeglądarki internetowej, jednak blokada ta może spowodować niepoprawne działanie niektórych funkcji w serwisie. Brak zmiany ustawień przeglądarki internetowej na blokowanie zapisu cookies jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na ich zapisywanie.  Więcej o "cookies"
 

Jeśli chodzi o to, kto jest blisko Pana Boga, a kto daleko, kto w Niego wierzy, a kto nie – to granica przebiega inaczej niż tylko pomiędzy tymi, którzy praktykują i nie praktykują.

 

 

 
Jeśli mówimy, że wiara jest łaską, czy to oznacza, że ci, którzy odeszli od Kościoła, nie mieli tej łaski albo ją utracili?

 

Łaskę można zmarnować. „Proszę was, abyście nie przyjmowali na próżno łaski Bożej” – mówi św. Paweł. Może być tak, że ktoś dostał łaskę wiary, ale jak czytamy w Ewangelii: jeden się zajął kupiectwem, inny się ożenił, a jeszcze inny poszedł wypróbować woły. Zaproszenie, które było bardzo wyraźne, zostało zmarnowane. Tymczasem łaska wiary dana człowiekowi wymaga troski, współpracy, rozwoju. Jest jak ziarno, które posiane trzeba podlewać, nawozić, a potem, gdy podrośnie, okopywać.

W przeciwnym razie krzew wiary najpierw dziczeje, a potem – nienawożony, niekarmiony słowem Bożym, modlitwą – usycha i nie wydaje owocu.

 

Ale od Kościoła odchodzą coraz częściej nastolatkowie, ich wiara nie zdążyła jeszcze na dobre wyrosnąć. Wielu rodziców zastanawia się wtedy, co robić.

 

Nie wiem, co robić. Nie mam jednej dobrej rady. Powiedziałbym, że – paradoksalnie – trzeba zadbać wtedy o swoją własną wiarę.

 

Potraktować to jako formę młodzieńczego buntu?

 

Bunt nastolatków jest czymś naturalnym, nawet przewidywalnym. Dlatego można się do tego wcześniej przygotować, rozmawiając o wierze z dorastającym dzieckiem, odpowiadając na jego pytania. Oczywiście im starsze dziecko, tym pytania będą trudniejsze, bardziej agresywne i atakujące. To jest zagranie w stylu: Sprawdzam waszą wiarę, sprawdzam, czy to, o czym mi gadacie, jest prawdziwe, czy też wciskacie mi jakiś kit. [...]

 

Rodzice traktują odejście dziecka od Kościoła jako porażkę. Zwłaszcza wtedy, kiedy mają poczucie, że dbali o wychowanie religijne.

 

Wychowanie – nie tylko religijne, ale wychowanie w ogóle – nie daje żadnych gwarancji, że dziecko się nie pogubi. Każdy dorastający człowiek staje się wolną osobą i podejmuje własne wybory. [...]

 

A co robić, kiedy od wiary odchodzi współmałżonek?

 

Przede wszystkim posłuchać go, porozmawiać z nim, spytać, dlaczego tak się dzieje. Jeżeli małżonkowie są razem, jeżeli mają dobry kontakt, rozmawiają ze sobą, dzielą się swoimi myślami, odczuciami, to wiedzą, co ta druga strona przeżywa, co ją niepokoi, trapi, z czym sobie nie radzi.

Odejście od Kościoła nie dokonuje się od razu, nikt nie mówi z dnia na dzień: Jestem niewierzący. To jest proces. Dlatego na miejscu zaniepokojonego współmałżonka zastanowiłbym się nad tym, co takiego się wydarzyło w naszym życiu, że mój mąż czy żona oddalili się od Boga.

 

Ale w takich sytuacjach pytanie „dlaczego?” nie wystarcza.

 

Tylko że to jest bardzo ważne pytanie. Bo inna jest sytuacja, gdy ktoś pod wpływem dramatycznych wydarzeń, które go dotknęły, przeżywa kryzys wiary, a zupełnie inna, gdy ktoś tak się zatracił w robieniu kariery i zarabianiu pieniędzy, że Pan Bóg i praktyki religijne stały się mu obojętne. [...]

 

Zdarza się, że osobie, która przestała chodzić do kościoła, zaczyna przeszkadzać religijność domowników. Mąż mówi na przykład do żony z wyrzutem: „Ciągle latasz do tego kościoła”. Co wtedy?

 

Trzeba się dowiedzieć, co go tak irytuje. Jeśli żona jest tak pobożna, że zaczyna zaniedbywać dom i dzieci, to wcale się nie dziwię, że mąż się buntuje. I znam niestety takie przypadki. Mama siedzi od rana w kościele, a dzieciak jest głodny, bo w domu nie ma obiadu.

Ale irytacja może też wynikać z tego, że pobożność żony jest dla męża wyrzutem sumienia i wolałby, żeby żona w żaden sposób nie przypominała mu o Panu Bogu. Zdarza się również, że w skłóconym małżeństwie taki wyrzut jest narzędziem, za którego pomocą chce się zranić współmałżonka: wiara jest dla ciebie ważna, więc w nią uderzę.

 

I co, odpuścić wtedy? Nie namawiać do pójścia na mszę, nie rozmawiać o tym?

 

Rozmawiać, ale jednocześnie uszanować wzajemnie swoje decyzje i wybory.

 

Zdarza ci się spotykać pary, które chcą rozpocząć wspólne życie, ale jedna z osób jest wierząca, religijna, a druga nie?

 

Tak.

 

Odradzasz im wspólne życie, czy towarzyszysz i wspierasz?

 

Różnie to bywa.

 

Myślisz, że taki związek może się udać?

 

Jest to trudne, trudniejsze niż wtedy, gdy małżonkowie wierzą wspólnie, ale możliwe. Choć oczywiście wszystko zależy od tego, jakiego rodzaju jest ta niewiara. Jeśli jest bardzo agresywna, taka antyklerykalno-rynsztokowa, to kiepsko widzę taki związek. Ale miałem takie sytuacje, gdy niewierzący przychodził i mówił: Spróbuj mnie nawrócić.

 

Spróbuj mnie nawrócić, bo chcę to zrobić dla mojego przyszłego współmałżonka?

 

Tak, ze względu na mojego narzeczonego czy narzeczoną wytłumacz mi, o co w tym chodzi, pokaż mi waszego Boga, chciałbym uwierzyć. [...]

 

Zastanawiam się, jak budować związek, kiedy tak fundamentalna dla nas rzecz dzieli. To musi być bardzo trudne.

 

-Tak. To jest trudne. [...]

 

Kiedy oboje wierzymy, to wspieramy się w tej wierze, a kiedy jeden ze współmałżonków nie wierzy, istnieje ryzyko, że i moja wiara zacznie jakoś usychać.
- W życiu małżeńskim jest trochę tak jak w życiu zakonnym: jeśli wspólnota jest dobra, to ciągnie pojedyncze osoby w górę, a jeśli jest słaba, to ściąga w dół. Kiedy więc ktoś się decyduje na związek z osobą niewierzącą, to mówię wówczas: Pamiętaj, nie będzie ci łatwo. Musisz być wierzący/wierząca za dwoje. Zwłaszcza gdy dorastające dzieci zaczną się buntować: Skoro tata/mama może nie chodzić do kościoła, to ja też nie będę chodzić. Na takie sytuacje trzeba się przygotować. Warto mieć gotowe argumenty.

 

 No właśnie, z argumentami to my mamy niejednokrotnie straszny kłopot. Zwłaszcza gdy przyjdzie nam rozmawiać z osobami, które są niechętne Kościołowi.

 

Ludzie czasami mówią na spowiedzi, że bali się przyznać do Pana Boga i gdy w towarzystwie ktoś wyśmiewał wiarę albo opowiadał sprośne żarty na temat księży, to siedzieli cicho. Tłumaczę wtedy: OK, rozumiem, że kiedy jesteś sam, a całe towarzystwo rechocze, to może nie warto rzucać perły przed wieprze. Ale na pewno warto przypomnieć sobie później ten rechot i przygotować się do takiej rozmowy. Wypisz sobie ich zarzuty, ich żarty i pomyśl, jak byś odpowiedział na jakieś ironiczne zaczepki, jak byś to zripostował krótko a celnie, jak byś to spuentował, jak byś odpowiedział na jakiś argument albo pytanie. Jeśli nie wiesz, to szukaj, pytaj, czytaj, przygotuj się do tej odpowiedzi. Nawet jeżeli trzy razy nie zabierzesz głosu, to może za czwartym razem będziesz miał szansę przedstawić swoje racje. [...]

 

Czasami w tych atakach, w tym szyderstwie i wyśmiewaniu zdarzają się argumenty, które są prawdziwe, które nawet my, wierzący, podzielamy. I co wtedy?

 

Usłyszałem kiedyś od jednego z biskupów: Obroną przeciwko antyklerykalnym atakom jest cnota, a gdy cnoty zabraknie – prawda. Prawdzie nie wolno zaprzeczać, ale można zapytać: Czy to jest cała prawda o Kościele? Skąd masz takie wiadomości? Spotkałeś tego księdza, czy czytałeś „Nie”? Kiedy słyszę w odpowiedzi, że wszyscy to wiedzą, wszyscy tak mówią, to pytam: A wiesz, że Polacy są złodziejami samochodów? Byłem w Niemczech i mówili mi, że każdy Polak to złodziej samochodów. Więc ty też jesteś złodziejem samochodów. Nic tak nie fałszuje prawdy, jak uogólnienia, generalizacje i wielkie kwantyfikatory. Tak, w Kościele zdarzają się złe rzeczy, tak jak zdarzają się Polacy, którzy są złodziejami samochodów. Natomiast czasem bywa tak, że ktoś jedną celną ripostą zgasi swojego rozmówcę i powie: Wiesz, ja znam taki Kościół, w którym się odnajduję i który jest dla mnie ważny, jest sensowny. Być może to, co mówisz, w iluś procentach jest prawdą, ale w Kościele jest również przestrzeń piękna i dobra [...]

 

Jak te odejścia od Kościoła mają się do słów z Księgi Ezechiela: „Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisku. Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię…”?

 

To jest tajemnica Pana Boga. W piątej modlitwie eucharystycznej w czasie mszy świętej Kościół modli się do Pana Boga „za tych, których wiarę jedynie Ty znałeś”. To jest taka wiara, do której nikt się nie przyznał [...] Jak Pan Bóg dotrze do tych ludzi? Może w ostatniej sekundzie ich życia, może w jakimś innym czasie, w innym wymiarze. Wierzę, że Panu Bogu zależy na każdym człowieku bardziej niż mnie. I dlatego nie ośmielam się mieć do Niego pretensji, że daje komuś za mało łaski wiary. [...]

 

Powiedziałeś: Nie ośmielam się mieć do Niego pretensji, że daje komuś za mało łaski wiary. Ale rodzice, współmałżonkowie, bliscy tych, którzy odeszli od Pana Boga, mają o to pretensje i niejednokrotnie żal w sercu.

 

Ale co Pan Bóg ma zrobić? Wziąć bat i zmusić kogoś do wiary? Odpowiedź wiary może się dokonać tylko w przestrzeni wolności. Rozumiem emocje, które się rodzą, gdy ktoś, kogo kocham, oddala się od Boga. Mając tego typu uczucia – żalu, płaczu, smutku z powodu niewiary dzieci czy współmałżonka – módl się tym. To jest moment, kiedy możesz stanąć bardzo blisko Pana Boga. Jeśli staniesz w postawie pretensji, to nic nie zyskasz. Jeśli jednak z tymi uczuciami staniesz obok opuszczonego Boga, możesz doświadczyć zadziwiającej z Nim bliskości. Biblia jest pełna płaczu Boga nad dziećmi, które od Niego odchodzą, nad niewiernym narodem wybranym. Pełna krzyku Pana Boga, który mówi: Obdarowałem ich, dałem im wszystko, a oni to zlekceważyli i poszli. Czasami mówię tym, którzy płaczą nad swoimi bliskimi: Spójrz na samego siebie – czy twoje życie zawsze było takie idealne? Czy Pan Bóg nigdy nie płakał nad tobą, nad twoim zagubieniem? […]

 

Z prowincjałem Zakonu Dominikanów – Pawłem Kozackim OP, rozmawiała Katarzyna Kolska

Rozmowa ukazała się w miesięczniku „W drodze” 1/2018.