Nasza strona wykorzystuje pliki cookies, które są zapisywane przez przeglądarkę na dysku twardym użytkownika w celu ułatwienia poruszania się po witrynie oraz dostosowania Serwisu do preferencji użytkownika. Istnieje możliwość zablokowania zapisywania plików cookies poprzez odpowiednią konfigurację przeglądarki internetowej, jednak blokada ta może spowodować niepoprawne działanie niektórych funkcji w serwisie. Brak zmiany ustawień przeglądarki internetowej na blokowanie zapisu cookies jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na ich zapisywanie.  Więcej o "cookies"
 

     Błogosławieni miłosierni…

     Pięknie brzmiące słowa… I jakże przyjemnie śpiewa się hymn ŚDM z 2016 roku, którego refren oparty jest właśnie na tym tekście. To cudowne, że wszyscy jednym głosem śpiewają o tym, iż tylko miłosierni miłosierdzia dostąpią. I o tym, że Bóg wybacza, więc czyńmy tak i my. Święte słowa. W pieśniach brzmi to pięknie: Miłosierne Boskie Serce, które chce zbawić duszę ludzką. Jak to cudownie, że Bóg troszczy się o każdego z nas, że pilnuje, aby nasza noga nie zeszła z właściwej ścieżki, że wciąż czuwa, gotowy wyciągnąć do nas pomocną dłoń. Jezu, jestem taki słaby, taki mały, taki grzeszny! Jezu, ufam Tobie! Jezu, Ty się tym zajmij….

 

 

     Tak… potrafimy prosić o pomoc. Potrafimy prosić o wybaczenie. Czasem nawet bardzo pokornie. Tylko to wszystko nie jest takie proste… Nie wystarczy prosić, żeby zawsze otrzymywać. To co zrobić, skoro „Nie każdy, kto mi mówi Panie, Panie wejdzie do Królestwa Bożego”? Zapytajmy za uczonym w Prawie: „Co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne”?

     Każdy z nas wiele razy modlił się: „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. I tutaj zaczynają się schody. Bo czy ja potrafię puścić w niepamięć krzywdy, które ktoś mi wyrządził? Czy potrafię podać rękę komuś, kto mnie oszukał, obmówił, coś mi ukradł? Może mnie uderzył, świadomie zniszczył jakąś rzecz, która miała dla mnie dużą wartość, obraził? Publicznie mnie ośmieszył? Trudno wymienić wszystkie krzywdy, które mogą spotkać człowieka, bo jest ich niezliczona rzesza. Owszem, te małe drobne kłótnie i wykrzyczane podczas nich słowa staramy się wybaczać, tym bardziej, że najczęściej wypowiadają je ludzie bliscy, z którymi żyje się na co dzień. Aby więc życie było znośniejsze, wspaniałomyślnie wyciągam rękę do zgody. Ale czy przypadkiem nie jest tak, że do kogoś z dalszej rodziny lub z sąsiadów nie odzywam się od wielu lat, bo poczucie krzywdy jest tak wielkie, że żadna siła nie zmusi mnie do pogodzenia się? A może jestem po rozwodzie lub w trakcie separacji i najgorszym wrogiem w moim życiu stał się mąż lub żona, jak w wierszu Szymborskiej: „Minęli się jak obcy, bez gestu i słowa […] w niepamiętaniu, że przez krótki czas kochali się na zawsze”? A może nie potrafię wybaczyć byłemu pracodawcy, który mnie oszukał i przy każdej nadarzającej się okazji obrzucam go najbardziej wymyślnymi inwektywami, jakie mi przyjdą do głowy?

     Przebaczenie i życie w zgodzie z innymi to jedna strona medalu. Ale to nie wszystko. Bo przecież miłosierny Samarytanin nie tylko wznosi się ponad ludzkie podziały, ale jako jedyny pomaga pobitemu, umierającemu człowiekowi. Więcej, on wyciąga swoje pieniądze (!!!) i płaci za jego leczenie! Nawet obiecuje dać więcej, jeśli wyłożona kwota okaże się niewystarczająca. Nie zastanawia się nad tym, że gospodarz, u którego zostawia chorego, może go oszukać. Nie analizuje sytuacji, nie kombinuje, że przecież nie zna tego człowieka, nie wie, czy to jest ktoś dobry, czy zły. On po prostu działa. Robi to, co uważa za słuszne. Co jest powodem, że tylko ten jeden Samarytanin pochylił się nad potrzebującym człowiekiem? Jaką posiadał cechę, której nie mieli inni przechodzący? „Pewien zaś Samarytanin […] Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany”. Czyli cechą, która wyróżniała tego człowieka od pozostałych jest jego wrażliwe serce, pełne współczucia i chęci pomocy! Samarytanin, kiedy zobaczył pobitego, umierającego mężczyznę, wzruszył się głęboko! W wyniku silnych emocji rzucił się do pomocy: umył, zabezpieczył rany i przewiózł chorego w bezpieczne miejsce. A pozostali – kapłan i lewita? Co się stało z ich sercami, że nie zabiło mocniej na widok potrzebującego człowieka? Co się dzieje z nami, że często przechodzimy koło osób potrzebujących i nie reagujemy? Tyle ludzi wokół nas czeka na życzliwe słowo, na drobny gest, który sprawi, że poczują się potrzebni. Przecież wcale nie trzeba rezygnować z własnego życia, aby nieść pomoc innym. Samarytanin był w podróży. Przejeżdżał koło miejsca, w którym leżał pobity człowiek. Owszem, zatrzymał się na jeden dzień, aby doglądać chorego, ale później pojechał dalej i zostawił go pod opieką gospodarza. Można nieść pomoc, jednocześnie normalnie żyć. Trzeba tylko uwrażliwić swoje serce na potrzeby innych. Czy w mojej piersi bije wrażliwe serce?

     Myślę, że warto wspomnieć jeszcze owego gospodarza, o którym raczej rzadko się mówi. A przecież jego postawa też jest warta zauważenia. Co prawda bierze zapłatę za leczenie pobitego człowieka, ale co najważniejsze: przyjmuje go pod swój dach. Czy gdyby dzisiaj ktoś zapukał do drzwi któregokolwiek domu w Chechle i poprosił o opiekę nad bardzo chorym człowiekiem, to czy znalazłby się ktoś, kto przyjąłby ich pod swój dach? Nawet, jeśli nieznajomy zapewniłby nas, że pokryje wszystkie koszty leczenia i opieki? I uciszmy głosy, które krzyczą, że dzisiaj tak się nie da: tylu bandytów wokoło, bo przecież w czasach Chrystusa okradziony, pobity, człowiek konał w rowie! Wypisz, wymaluj – XXI wiek!

     Bycie miłosiernym nie jest proste, bo nawet uczony w Prawie, który doskonale wiedział, że aby żyć w zgodnie z Bożymi przykazaniami, należy kochać bliźniego swego jak siebie samego uległ słabości ludzkiej natury. Zadał pytanie: „Kto jest moim bliźnim?” Wektory znów skierowały się na „ego”. Tylko ten, kto jest „mój”, kto mnie dobrze czyni, kto o mnie dba może zasłużyć na moją miłość. Odpowiedzią Jezusa jest przypowieść o miłosiernym Samarytaninie i zadane na końcu pytanie: „Kto z tych trzech okazał się według ciebie bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?” Po mistrzowsku Jezus przekierowuje uwagę z egoistycznego „ja” na drugiego człowieka. Pytanie uczonego nie powinno brzmieć: „Kto jest moim bliźnim?”, ale „Dla kogo ja mogę stać się bliźnim?”.

     Jezus powiedział: „Szczęśliwe oczy, które widzą”. Niech moje oczy będą oczami serca i widzą to, co dla innych jest niewidoczne. Niech moje serce będzie sercem prostaczka, niech się głęboko wzrusza, popycha do działania. Niech moje uszy słyszą cichy płacz i skargi bez słów, a ręce podają chleb i czynią dobro każdego dnia. Jezu, bądź ze mną, czuwaj, abym była narzędziem Twojego pokoju. Tym razem nie Ty się tym zajmij. Tym razem ja się zajmę drugim człowiekiem, a Ty bądź przy mnie blisko, bo tylko z Tobą mogę to, co czasami po ludzku jest niemożliwe.

                                                                                I.Ś.