Nasza strona wykorzystuje pliki cookies, które są zapisywane przez przeglądarkę na dysku twardym użytkownika w celu ułatwienia poruszania się po witrynie oraz dostosowania Serwisu do preferencji użytkownika. Istnieje możliwość zablokowania zapisywania plików cookies poprzez odpowiednią konfigurację przeglądarki internetowej, jednak blokada ta może spowodować niepoprawne działanie niektórych funkcji w serwisie. Brak zmiany ustawień przeglądarki internetowej na blokowanie zapisu cookies jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na ich zapisywanie.  Więcej o "cookies"
 

   Czy TA sytuacja zmieni nasze życie? Nad Wisłą jesteśmy co do tego raczej sceptyczni. Jak już pisałem dwa dni temu największym marzeniem jest, "żeby było jak kiedyś". Zdecydowana większość - 90 % - Amerykanów twierdzi z kolei, że epidemia już zmieniła ich życie, a połowa z nich uważa, że bardzo. Jeżeli to prawda, to kłopot będą mieli np. sportowcy, bo u fanów pozostanie lęk do wielkich zgromadzeń, które towarzyszą zawodom sportowym na najwyższym szczeblu. Martwić się mogą też restauratorzy i politycy, bo na dziś badani stwierdzili, że zastanowią się trzy razy zanim pójdą do restauracji czy do urny wyborczej. Koronawirus poszerzy także obszary doskwierającej już i tak samotności, bo aż jedna trzecia uważa, że ryzykowne będą odwiedziny przyjaciela czy nawet członka rodziny. Oczywiście wszyscy liczą, że lęki wywołane traumą znikną, tyle, że według biznesu może to zająć nawet dwa lata.

   W pewien sposób pocieszająca jest informacja, że ponad połowa prosiła o ratunek przed wirusem Pana Boga. Czynili to nawet ci, którzy wcześniej deklarowali, że w ogóle się nie modlą. Czy oznacza to powrót do Stwórcy? Niekoniecznie. No chyba, że uznać, że spotkanie z Żywym Bogiem jest możliwe za pośrednictwem sieci.

 

Ks. Paweł Rozpiątkowski