Nasza strona wykorzystuje pliki cookies, które są zapisywane przez przeglądarkę na dysku twardym użytkownika w celu ułatwienia poruszania się po witrynie oraz dostosowania Serwisu do preferencji użytkownika. Istnieje możliwość zablokowania zapisywania plików cookies poprzez odpowiednią konfigurację przeglądarki internetowej, jednak blokada ta może spowodować niepoprawne działanie niektórych funkcji w serwisie. Brak zmiany ustawień przeglądarki internetowej na blokowanie zapisu cookies jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na ich zapisywanie.  Więcej o "cookies"
 

   Wierzę … i chciałoby się dokończyć słowami pieśni: … w Ciebie, Panie, ale obserwacja codzienności, szczególnie w czasie pandemii, każe mi się na chwilę zatrzymać. Bo nawet Ci, którzy deklarują swoją przynależność do Kościoła, często nadzieję pokładają we wszystkim, tylko nie w Nim...

 

 

   Zawierzenie Bogu nie jest łatwe. Pokorna zgoda na spotykające nas przeciwności to często heroizm. Podejmowanie trudów, często nieludzko ciężkich, to jak zdobywanie kolejnych odznaczeń harcerskich. Dopiero z pełnym naręczem takich odznaczeń możemy z radością stanąć kiedyś przed Bogiem. Piękne słowa. Piękne na kazanie, felieton, ale nie na życie!!!

   Kto z nas nie zadawał sobie pytania o istotę Boga? Czemu pozwala na takie cierpienia? Czemu giną małe dzieci? Czemu jeden człowiek katuje drugiego? Dlaczego On w milczeniu patrzy na nas, jak cierpimy, martwimy się, obijamy o własne słabości? Czemu nie interweniuje? Przecież może. Jedna Jego myśl i wszystko się zmieni!

   Jestem przekonana, że wielokrotnie interweniuje, tylko my tego nie widzimy. Być może to, co my przyjmujemy jako przeciwieństwa losu, to właśnie Jego działanie. Nie dostałeś się na wymarzone studia? Twoje zdrowie staje się ruiną? Boisz się, że niedługo stracisz sprawność? Skąd wiesz, że właśnie nie stajesz się narzędziem w ręku Boga? Może właśnie On zaczyna realizować swój plan względem Ciebie?

   Czas pandemii stał się papierkiem lakmusowym naszej wiary. Kiedy czytam o tym, jak pewnej pielęgniarce zniszczono samochód, bo ktoś wymyślił, że ona przyniesie ze szpitala koronawirusa i wszystkich pozaraża, że zabrania się dzieciom bawić z latoroślami lekarzy, że wysyłane są anonimy do medyków z rozkazem natychmiastowego wyprowadzenia się z mieszkania na czas pandemii, to zaciskam mocniej szczęki. To nie Bóg jest bezlitosny, kiedy w milczeniu patrzy na ludzkie upokorzenie. To my tacy jesteśmy! To my upokarzamy, poniżamy, wykluczamy! Niewielka próba człowieczeństwa (bo trudno powiedzieć, że COVID-19 postawił nas w sytuacji apokalipsy), a z nas już wychodzi kołtunizm, małość i brak miłości. A jednocześnie, nie można nie wspomnieć, że wyłaniają się z tłumu ludzie, którzy idą pracować w wolontariacie w Domach Pomocy Społecznej, szyją stosy maseczek i rozdają je potrzebującym, robią zakupy starszym sąsiadom, żeby ci nie wychodzili z domów.

   Pewnie nie wszyscy zgodzą się z moją myślą, ale budzi się we mnie jakaś przekora, kiedy słyszę setny raz „Od powietrza, głodu…. Wybaw nas Panie” i w tym samym czasie dołączana jest kolejna prośba: Od suszy wybaw nas, Panie! A może Bóg próbuje przebić się przez te błagalne chóry i coś nam przekazać? Tylko my tak jesteśmy skupieni na własnym zagrożeniu, że przestaliśmy słyszeć Jego głos. Uwierz! Zaufaj! Skoro jesteś na ziemi tu i teraz, to znaczy, że Bóg skierował Cię również w czas pandemii. Jest w tym Jego zamysł.

   Myślę, że warto jeszcze zadać jedno pytanie: kogo Bóg ma uchronić przed suszą, powietrzem (zarazą), głodem? O kim myślisz, wypowiadając te słowa? O sobie? O swoich najbliższych? O ludziach ze swojej miejscowości? O Polakach? O kim myślisz modląc się??? Widziałeś w ostatnim czasie zdjęcia głodujących dzieci z Afryki? Takie chude szkieletki z wielkimi, spuchniętymi brzuszkami? Bo one tam od dawna umierają każdego dnia z prawdziwego głodu. Dlaczego nie śpiewamy suplikacji cały rok, modląc się o jedzenie dla rozpaczliwie głodnych dzieci? Może potrzeba, żeby świat doświadczył głodu… Może otworzą się wtedy nasze serca na potrzeby ludzi, którzy sami nie mogą sobie pomóc. I to zarówno tych w Afryce, Azji, jak i w Polsce.

   Nie chcę powiedzieć, że mamy czarować rzeczywistość. Udawać, że ból nie istnieje, że lubimy nasze problemy, że chorób nie ma. One istnieją, są trudne do uniesienia i róbmy po ludzku wszystko, żeby je zniwelować lub złagodzić ciosy. Ale w tym trudzie zaufajmy Bogu i jeśli nic już zrobić nie możemy – przyjmijmy w pokorze to, co nas spotyka.

   Pięknie śpiewa o tym Paweł Domagała. On wie, że zawsze przy nim jest Bóg oraz Jego wysłannik – Anioł Stóż. I niech słowa piosenki staną się wsparciem w chwilach, w których lęk zacznie odbierać nam wiarę:

 

Wszystkie demony, co wciąż chcecie wracać
Wszystkie złe zmory, które każecie się bać
Choć serce pęka mi na pół

Jestem gotowy na ostatni bój
Choć stoję bez broni,
Wy nie macie szans najmniejszych
Bo przy mnie ciągle jest
Najgrubszy Anioł Stróż
Największy Anioł Stróż

 

   A od siebie dodam: Panie, poślij mnie gdzie chcesz, do ludzi, których sam dla mnie wybierzesz, ześlij na mnie każde doświadczenie, jakie uznasz za właściwe dla mnie, złam mnie i skrusz, tylko nigdy mnie nie opuszczaj, nie odwracaj ode mnie swojej twarzy… Wierzę w Ciebie, Panie!

                                                                                               I.Ś.