- Ooo nie! - jęknął Maciek, gdy tato bezceremonialnie ściągnął z niego kołdrę.
- Bądź mężczyzną! Sam wczoraj prosiłeś, żeby cię obudzić na roraty – nie dawał za wygraną ojciec. - Albo robisz to, co mówisz, albo nie warto ci wierzyć.
To był argument nie do odparcia. Maciek westchnął boleśnie i powlókł się do łazienki.
Chyba wraz ze snem spłukał z siebie kwaśny humor, bo wyszedł całkiem radosny, szybko naciągnął najgrubszy sweter, opatulił się szalikiem, porwał „roratkę” i już go nie było.
Niebo dopiero zaczynało różowieć, gdy wędrował osiedlową ścieżką. Śnieg skrzypiał pod butami. Z okolicznych bloków ściągali opatuleni tak jak on ludzie.
- Dzień dobry – ukłonił się sąsiadce. - Cześć! - pomachał ręką koledze z klasy.
Nagle poczuł, że jest maleńką kropelką tego strumienia, który spływa z różnych stron, aby jednym zgodnym nurtem wpłynąć w otwarte drzwi parafialnego kościoła, rozlać się po nawach, zatopić w modlitwie.
Dzwonek ministranta wyrwał go z zamyślenia. Zamigotały płomyki roratnich świec. Jak pięknie!
I pomyśleć, że wcale nie chciało mu się wstawać…
„Archanioł Boże Gabryjel
Posłan do Panny Maryi” – zaintonowała siostra organistka.
Maciek przypomniał sobie maminą opowieść o młodziutkiej, żydowskiej dziewczynie, która nie znała grzechu, o anielskim zwiastowaniu i tajemnicy tak wielkiej, że przerosłaby każdego, oprócz Niej. Czuł, że wraz z płomykiem „roratki” ogrzewa go tamta radość sprzed dwóch tysięcy lat.
Gdy wyszedł z kościoła, było już całkiem jasno. Jakże wesoło było iść tak z kolegami, śmiejąc się i żartując. Jak lekko wbiegać po schodach, wiedząc, że na kuchence pachnie gorące mleko.
- Ty śpiochu! - pstryknął w nos Basię – wstawaj, szkoda dnia. Jak mnie ładnie poprosisz, to obudzę cię jutro na roraty.
Hej chwaty, na roraty! W: Ewa Stadtmuller, Przypalona szarlotka
ZADANIE: Idź w tym tygodniu na roraty!!!