Nasza strona wykorzystuje pliki cookies, które są zapisywane przez przeglądarkę na dysku twardym użytkownika w celu ułatwienia poruszania się po witrynie oraz dostosowania Serwisu do preferencji użytkownika. Istnieje możliwość zablokowania zapisywania plików cookies poprzez odpowiednią konfigurację przeglądarki internetowej, jednak blokada ta może spowodować niepoprawne działanie niektórych funkcji w serwisie. Brak zmiany ustawień przeglądarki internetowej na blokowanie zapisu cookies jest jednoznaczne z wyrażeniem zgody na ich zapisywanie.  Więcej o "cookies"
 

  2. Drugi tydzień.jpg - Ooo nie! - jęknął Maciek, gdy tato bezceremonialnie ściągnął z niego kołdrę.
- Bądź mężczyzną! Sam wczoraj prosiłeś, żeby cię obudzić na roraty – nie dawał za wygraną ojciec. - Albo robisz to, co mówisz, albo nie warto ci wierzyć.
   To był argument nie do odparcia. Maciek westchnął boleśnie i powlókł się do łazienki.
Chyba wraz ze snem spłukał z siebie kwaśny humor, bo wyszedł całkiem radosny, szybko naciągnął najgrubszy sweter, opatulił się szalikiem, porwał „roratkę” i już go nie było.

 


   Niebo dopiero zaczynało różowieć, gdy wędrował osiedlową ścieżką. Śnieg skrzypiał pod butami. Z okolicznych bloków ściągali opatuleni tak jak on ludzie.
- Dzień dobry – ukłonił się sąsiadce. - Cześć! - pomachał ręką koledze z klasy.
Nagle poczuł, że jest maleńką kropelką tego strumienia, który spływa z różnych stron, aby jednym zgodnym nurtem wpłynąć w otwarte drzwi parafialnego kościoła, rozlać się po nawach, zatopić w modlitwie.
   Dzwonek ministranta wyrwał go z zamyślenia. Zamigotały płomyki roratnich świec. Jak pięknie!
I pomyśleć, że wcale nie chciało mu się wstawać…
„Archanioł Boże Gabryjel
Posłan do Panny Maryi” – zaintonowała siostra organistka.
   Maciek przypomniał sobie maminą opowieść o młodziutkiej, żydowskiej dziewczynie, która nie znała grzechu, o anielskim zwiastowaniu i tajemnicy tak wielkiej, że przerosłaby każdego, oprócz Niej. Czuł, że wraz z płomykiem „roratki” ogrzewa go tamta radość sprzed dwóch tysięcy lat.
Gdy wyszedł z kościoła, było już całkiem jasno. Jakże wesoło było iść tak z kolegami, śmiejąc się i żartując. Jak lekko wbiegać po schodach, wiedząc, że na kuchence pachnie gorące mleko.
- Ty śpiochu! - pstryknął w nos Basię – wstawaj, szkoda dnia. Jak mnie ładnie poprosisz, to obudzę cię jutro na roraty.

 


Hej chwaty, na roraty! W: Ewa Stadtmuller, Przypalona szarlotka


ZADANIE: Idź w tym tygodniu na roraty!!!